<<< PO'ED >>> Jakaś grupa muzyczna - nie pamiętam która (ale stawiałbym na jakąś formację Kazika) - wyśpiewywała swego czasu utwór o "zębach w dupie". Nigdy nie podejrzewałem, że TAKA piosenka może być inspiracją do zrobienia gry (bo w ogóle to już powstawały gry zrodzone z muzyki - że wspomnę o np. "Queen - The Eye"). A tu jednak... Niesamowite - goście z 3DO usłyszeli chlubę naszego narodu (nie, nie Edytę Górniak, ale Kazika właśnie), wybrali na izbie kilka przypadkowych osób i kazali im zmontować grę opartą na wiadomym temacie. Co z tego wyszło? Świadomość zbiorowa, jaką są gracze (bo niby czemu w reckach zawsze pojawiają się zwroty "sterujemy Dżonem", "mamy X broni"?), ma okazję wcielić się w kucharza. Sądząc po okładce, osobnik ów baaardzo lubi dzieci (albo jest Francuzem; sam nie wiem, co gorsze - w każdym razie nigdy nie chciałbym być Francuzem; pedofilem nie jest się przez całe życie). Statek kosmiczny, na którym pełnił służbę został zaatakowany przez obcych itp. itd. (nawet nie pytajcie o szczegóły - takowych po prostu NIE MA, gdyż w grze brak intra a w instrukcji na temat fabuły jest dwuzdaniowa wstawka). Kucharzyna bierze w dłoń - uwaga, uwaga - patelnię i tasak, po czym rusza z pianą na ustach bić, ranić i szatkować. Właśnie - tasak i patelnia. Bronie to niewątpliwie największa zaleta Po'ed. W zasadzie gierka posiada najlepszy arsenał spośród wszystkich FPP! Bo ogólnie ona jest prześmiewcza (coś jakby parodia gatunku); jest ekwiwalentem filmów Mela Brooksa. Prócz wspomnianych narzędzi mordu, będziemy używać głupiego (acz śmiesznego), piszczącego lasera (or sth), fajowej wyrzutni rakiet z naprowadzanymi ręcznie pociskami oraz - moje ulubione - WIERTARKI!!! Nawet nie wiecie, co to za frajda chycić takie urządzenie, podejść do wroga i wśród symfonii drgań robić w nim czerwone dziurki... A że przy tym jego krew chlapie w ekran i pozostaje na nim... Cudo. A na koniec, kiedy skończymy "remont", nasza wirtualna dłoń przeciera kineskop. Esencja masakry, morze juchy i orgazm w jednym. Prócz wymienionych giwer są do dyspozycji jeszcze jakieś pistoleciki i inne duperelki, ale jaki rzeźnik, mając do dyspozycji wiertarkę, zawracałby sobie nimi gitarę? Rozchlastów dokonujemy na całkiem różnorodnym bestiariuszu, w którym dominują wspomniane zęby w pewnej części ciała. Tak - walczymy z chodzącymi, uzębionymi tyłkami! Inwencja rozpierała twórców, jak widać. Szkoda tylko, że nie dała znać w przypadku tak błahych rzeczy jak grafika i muzyka. O tej ostatniej zresztą nie ma co mówić - bo w Po'ed nie ma muzyki. Jest tylko cisza (a, co mi tam, nad badziewnymi dźwiękami rodem z festiwalu muzyki biesiadnej [kiedy już wszyscy pobiesiadowali i "zwracają cesarzowi, co cesarskie"] znęcać się nie będę). Wrażenia wizualne... Pamiętacie może stareńkie symulatory lotu z epoki C64 i Amigi? Wektorową glebę i takież drzewka? Obraz ten niewiele różni się od krajobrazów po'ed'owych. Podłoże stanowią płaskie, nieoteksturowane kloce, podobnie ściany. Lepiej (nieco) z bitmapowymi przeciwnikami, chociaż ich animacja stoi na poziomie gorszym niż Wolfenstein - wspomniane ząbki mają DWIE KLATKI ruchu! Mamy jeszcze dostęp do trójwymiarowej, nieczytelnej mapy. Korzystanie z niej zupełnie mija się z celem, ale trzeba odnotować, że jest (to tak jak z publicznymi toaletami podczas kampanii wyborczej prezydenta miasta). Najgorszym grzechem Po'ed jest to, że nie chce się w niego grać! Jest bowiem kilka fajnych pomysłów, a nawet parę ciekawych leveli. Jednak żałosne wykonanie nie zrehabilituje nie wiem jak dużej liczby poziomów (jest ich oj! sporo, ja utknąłem w -nastym, jeśli nie w -dziesiątym). Dodając takie "smaczki" jak gigantyczne plansze, w których błądzimy nie wiedząc co robić, albo małe areny wypełnione wrogami i przez to niesamowicie trudne do przejścia, otrzymujemy obraz Po'ed. Obraz gry brzydkiej, nudnej, odpychającej wręcz, z kilkoma jedynie innowacjami. -> military <- PO'ED Ocena: 2\10 PLUSY: + bronie + wrogowie MINUSY: - wszystko inne |