<<< FINAL FANTASY VII >>>


Świat chyli się ku upadkowi. Plaga anarchii rozszerza się, a korporacja Shinra Inc. jeszcze pogarsza sytuację, wysysając siłę planety poprzez wielkie generatory Mako i powodując degradację środowiska. Mała grupa rebeliantów, Avalanche, próbuje stawić opór bezwzględnemu prezydentowi Shinra. W tym celu zatrudnia zimnokrwistego najemnika, Clouda Strife. Wkrótce wszyscy oni wyruszają na pierwszą akcję, a jej celem jest zniszczenie jednego z generatorów.

W tym momencie do gry włączasz sie ty. Jako Cloud, działający tylko i wyłącznie za pieniądze, obojętny na krzywdy świata, przyłączasz się do ludzi pragnących uratować to, co jeszcze z niego zostało. Odgrywasz postać dość nietypową - nie jesteś żadnym zbawcą, nawet zwykłym bohaterem. Możnaby cię zakwalifikować jako "spluwę do wynajęcia". Jednak wybrałeś tą drogę życia nie bez powodu - wcześniej byłeś jednym z pomagierów Shinry, członkiem oddziału SOLDIER - przypominającego Czarne Koszule czy inne bojówki faszystkowskie; nadzorującego porządek totalitarnego świata. Dziś towarzyszą ci m.in. wielki murzyn o gołębim sercu - Barret, przywódca Avalanche walczący o lepsze jutro dla swej córki; Tifa Lockhart - dawna przyjaciółka Clouda, opiekuńcza choć porywcza piękność, oraz wesoły Wedge i paru chłopaków z rebelii. Nikt nie wie, jakie przygody czekają na nich już wkrótce. Nikt nie wie, że wielu nie dożyje do ich końca...

Historia, jaką przedstawiłem, to ogromny wręcz skrót fabuły gry. Scenariusz FF7 jest epicki, niesamowicie rozbudowany, a przy tym spójny i logiczny. Obfituje w wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji, lecz także nietypowych dla gier RPG (bowiem do tego gatunku zalicza się Ostatnia Fantazja) chwil, w których z oczu może polecieć kilka łez. Całość nie jest podobna do niczego, co powstało przedtem czy potem. Doskonale wykonane i wyreżyserowane filmy, których w grze jest od groma (ponad trzy godziny!) spajają kolejne przygody kompanii, do której dołączy jeszcze wiele, często dość odmiennych od stereotypów, osób... Przyjdzie im zwiedzić cały świat - od wielkiego miasta Midgar, przez indiańską wioskę (przyznam bez bicia, że jest to najwspanialsza lokacja w całej grze - ba! w całej historii gier! Lubię tam wracać od czaasu do czasu, żeby rozkoszować się zachodzącym słońcem; żeby posłuchać uspokajającej muzyki...), pustkowia pełne biedoty, aż po starożytne miasto, biegun polarny, podwodne odmęty i gigantyczny krater. Lokacji jest niezliczenie wiele, a wszystkie są niepowtarzalne i śliczne. Najlepsze jest to, że tworzą one prawdziwy świat przez duże "Ś" - nie tylko są to bliźniaczo podobne miasta, jak w "Falloucie", ale odmienne kontynenty na których panują różne obyczaje; gdzie nawet w budownictwie widoczne są różnice! Uczucia, jakie towarzyszą wędrówce, nie są typowe dla gier. W "Final Fantasy" można się zagłębić bez reszty; można uwierzyć, że wszystko dookoła żyje i będzie żyć nawet bez naszego udziału. Lecz naprawdę nie ma się czemu dziwić; sami odwiedźcie Wutai, Golden Saucer czy Midgar, a na pewno przyznacie mi rację.

Poznawaniu kolejnych terenów sprzyja bardzo dobrze skonstruowany interfejs. Naprawdę, nie wyobrażam sobie wygodniejszego sterowania. Wierzcie mi, to dla FF7 został stworzony joypad! Dostęp do wszystkich opcji jest banalnie prosty. Nie przez to bynajmniej, iż gra jest mało skomplikowana - oj, nie, wielbiciele RPG znajdą wszystkie "tabelkowe" elementy, jakich im potrzeba. Przy czym nawet niezaznajomieni z tym gatunkiem będą w pełni usatysfakcjonowani. Wiem, co mówię - nie byłem entuzjastą gier role playing, ale w żaden sposób nie poczułem się w FF7 zagubiony. Tym jednak, co odróżnia ją od reszty, to rozmach (doprawdy, świat Fallouta się chowa) oraz walka.

Do tej dochodzi bardzo szybko, choć bojowanie nie jest głównym założeniem FF7. Każdy pecetowiec na ten fragment gry na pewno by psioczył - bo nie trzeba myszką żmudnie klikać na wrogu, bo walka nie ogranicza się do monotonnego machania mieczem, wreszcie bo obsługa jest łatwa i wygodna, a system zaprojektowano w sposób pozwalający stosować różne taktyki, a jednocześnie dający poczuć tempo bitwy. Wszystko odbywa się na zasadzie tur w czasie rzeczywistym. Skomplikowane? Ależ skąd! Po prostu, po wykonaniu ataku trzeba odczekać pewien czas, aby znów móc uderzyć. Swą turę można jednak wykorzystać także na zmianę formacji, uleczenie się, wykorzystanie jakiegoś przedmiotu czy - najlepsze - zastosowanie jakiegoś podstępu! W pratyce okazuje się to wiele lepszym rozwiązaniem niż strzelaninkowe podejście "Diablo" i "Badurs Gate". Oczywiście, jak na erpeg przystało, można używać magii. I w tej kwestii producent - Squaresoft - znów przeszedł samego siebie, wymyslając coś oryginalnego i prostego w obsłudze zarazem.

Rzecz ma się następująco: każda broń ma określoną liczbę slotów, w jakich możemy umieszczać Materię. Materia to nic innego, jak magiczne kule pozwalające rzucać określony czar. Oręż dysponuje także slotami łączonymi, które umożliwiają tworzenie nowych zaklęć. Przykładowo: da się bez problemu stworzyć układ, jaki za jednym uderzeniem pozwoli porazić przeciwnika piorunem, odebrać energię jego towarzyszom oraz uleczyć naszych. Wystarczy tylko, dysponując odpowiednim, dajmy na to, mieczem, połączyć Materię Lightning, All oraz Heal. Jak już wspominałem - przyjemne z pożytecznym.

Osobny akapit należy się szczególnemu rodzajowi Materii. Jest nią materia przyzywająca (Summon Materia), pozwalająca wywołać określonego demona\boga\stwora, który wspomoże nas swą mocą. I tak, na nasze usługi będą kościsty Hades, olbrzymi smok Bahamut (w kilku odmianach), kurak Chocobo oraz cała masa innych. Teraz możecie zapytać, co w nich niezwykłego? Otóż, nie dość, że odbierają oni wrogom naprawdę dużo energii, to jeszcze animacje towarzyszące ich pojawieniu się powodują zatrzymanie akcji serca. Widowiskowe efekty przywołań wyglądają niesamowicie, pozwalają poczuć moc ataku - że wspomnę tylko o kilkaset razy większym od człowieka Bahamucie, wyłaniającym się zza pleców Clouda i rażącym ogniem wszystkich przeciwników. Kamera wtedy szaleje, krąży dookoła, robi zbliżenia... Efekt - mimo oglądania tych wstawek setki razy, nigdy się one nie nudzą!

Grafika jest doskonała. Kiedy poruszamy się po lokacjach, tła są wykonane w technice 2D. Lecz jakie to wykonanie... Przepiękne rysunki, diabelnie szczegółowe i wykonane z polotem; tak, że czuć iż artysta włożył w nie cząstkę siebie. Także ich zróżnicowanie robi wrażenie. Nie mamy do czynienia z jednym stylem graficznym. Zdarza się, że z bajkowej wręcz osady przeniesiemy się w mroczne miasto przyszłości, kontrastujące z poprzednim jak czerń z bielą. Należy również podkreślić piękno, z jakim została wykonana lokacja Wioski Starożytnych. To opuszczone miasto zamieszkiwała niegdyś rasa znacznie potężniejsza od ludzi... I my to wiemy. Widząc skamieniałe domy o obcych kształtach, krążąc po dawno nie używanych ścieżkach mamy świadomość, że dawno, dawno temu ktoś uważał to miejsce za dom. Teraz, dziś, uczucie pustki jest wręcz przytłaczające. Artyści graficzy Square są doprawdy geinuszami.

Prócz elementów dwuwymiarowych, spotkamy także 3D. Zaliczają się doń wszystkie postaci, a także areny na których walczymy. Ludzie (i nie-ludzie) zostali wykonani starannie; każdy z nich ma swój charakter i widać to choćby po ubiorze. Co prawda, kiedy nie bijemy się, modele są bardzo mało szczegółowe i niektórych może to zrazić do gry, ale naprawdę - taki Cloud ma w sobie więcej życia niż dwudziestu chłopa z "Baldurs Gate". Inaczej ma się sprawa w przypadku walk - wtedy postaci nabierają szczegółów. Ich animacja jest dokładna, ciekawa. Nigdy nie ma sytucaji, w której panowałby bezruch. Wspomniałem już o perfekcyjnie wykonanych atakach - to one są wizytówką gry. Podobnie zresztą jak niespodziewane walki oraz losowe ich generowanie, jakie też może wpieniać, lecz mnie naprawdę przypadło do gustu.

Wszystko jednak nie byłoby tak sugestywne, tak idealne, gdyby nie doskonała muzyka! Utwory mile łechcą ucho; wśród nich znajdziemy zarówno spokojne, ckliwe kawałki, jak i szybkie gitarowe riffy. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie muzyka podczas finałowej walki - sakralne brzmienia wygrywane na organach, podkreślane zawodzeniem chóru wręcz wdeptują w ziemię (szczególne, że widzimy wtedy oszałamiający atak bossa, o którym jednak się, mimo chęci, nie rozpiszę). Bardzo mile brzmi muzyczka towarzysząca nam podczas polowania na kurczaka - przypominająca charakterystyczne, surfurowskie brzmienia lat 60-tych. Ogólnie rzecz biorąc, ścieżka dźwiękowa urzeka na tyle, że Japończycy wydali osobny, kilkupłytowy album z soundtrackiem z FF7 (później postąpili tak również z "ósemką").

Czy ja powiedziałem: polowanie na kurczaki? Tak? Właśnie to chciałem powiedzieć! Chocobo, dwumetrowe kuraki, są jednym z środków transportu w świecie Ostatniej Fantazji. Można je kupić lub schwytać. A najlepsze, że własne okazy da się później skrzyżować, w celu uzyskania potomstwa (ich, nie naszego)! Przy czym - jeśli sparzymy dojrzałe okazy w odpowiedni sposób, otrzymamy zwierzę innego koloru, zdolne np. pływać! Tutaj zaznaczę, że zbereźnicy jednak nie mają w FF7 czego szukać. Wracając do tematu - nowe odmiany Chocobo pozwalają dostać się do miejsc wcześniej niedostępnych, w celu wypełnienia dodatkowych zadań czy odnalezienia jakiejś supermocnej Materii. Jeśli ktoś nie chce jednak bawić się w farmera, może spróbować sił w jednej z minigierek, od jakich "Final Fantasy" pęka w szwach! Czy to strzelanie podczas jazdy w rollercoasterze, czy snowboarding, czy też turniej walk, zawody w robieniu przysiadów, sterowanie łodzią podwodną - wszystko jest maksymalnie grywalne i urozmaica rozgrywkę. Niektóre minizabawy są częścią fabuły, choć większość z nich jest dostępna w kasynie-lunaparku Golden Saucer, do którego docieramy jeszcze przed połową gry, mając już później stały doń dostęp. Co to oznacza? Ano - masz ochotę na lżejszą rozgrywkę? Wpadli żądni wrażeń kumple? Jeśli tak - pędzisz do Golden Saucer i włączasz snowboard, i godziny mijają na nabijaniu wpisów do tabeli wyników...

O FF7 mógłbym napisać jeszcze wiele, lecz nie chcę zdradzać zbytnio fabuły ani rozpływać się nad znakomitą oprawą. Radzę za to, żebyś jak najszybciej zaopatrzył się w Ostatnią Fantazję i odpłynął w jej świat. Na pewno nie pożałujesz wydanych pieniędzy. Jeśli nie jesteś przekonany, to powiem, iż "Final Fantasy 7" to jedyna gra, przed jaką bez przerwy przesiedziałem bite dwanaście godzin (od 12 w południe do północy). A i tak przeszedłem tylko mały jej fragment... Jak dla mnie - najlepsza gra wszechczasów! W stopce widnieje ocena 10, ale niestety wyższej nasza skala nie przewiduje (choć bez wątpienia należy się co najmniej 15).

-> military <-

Final Fantasy 7
Ocena:

10\10

PLUSY:
+ epicki rozmach
+ fenomenalny scenariusz
+ doskonała grafika
+ boska muzyka
+ pochłania na całe tygodnie!

MINUSY:
- absolutny BRAK!