<<< KURUSHI FINAL >>>


Widzieliście kiedyś "Cube"? Jeśli nie - nie dziwi mnie to. Ten znakomity film s-f został bowiem sprowadzony do Polski dopiero kilka lat po światowej premierze! Skandal i granda, proszę państwa, gdyż "Sześcian" to dzieło o formacie dużo większym niż przereklamowany "Matrix". A o co tam chodzi? Kilkoro ludzi zostało zamkniętych w pseudo-więzieniu, podzielonym na małe, identyczne pomieszczenia, z których odchodziło sześć odnóg - prowazących do kolejnych pokojów. Większość z nich była naszpikowana śmiertelnymi pułapkami, jak na przykład sikawką z kwasem czy szatkownicą reagującą na dźwięk, których obecność można było przewidzieć posługując się matematyką - każda komnata miała oznaczenie, a zastosowawszy odpowiedni do niego wzór otrzymywało się informację o "zaminowaniu" tejże. Oczywiście, nie było łatwo - niektórzy członkowie ekipy nie wytrzymywali psychicznie, czego nie polepszał fakt, iż nikt nie wie gdzie ani w jakim celu się znalazł. Dlaczego o tym wszystkim wspominam? Ano w takim, że gra "Kurushi Final" ani chybi jest odwzorowaniem filmowego klimatu - bo i to logiczna łamigłówka, i czujemy się w niej obco.

Czymże jest "kurushi" - na to pytanie, inaczej niż w filmie, odpowiedź znamy od samego początku. Jak piszą w instrukcji, kurushi to test na inteligencję stworzony przez wyższą formę życia. Tutaj nastąpił zgrzyt - nie jestem pewien, czy owa gra uczciwie ocenia nasze I.Q., o czym szczegółowo napiszę wkrótce. Na razie zajmijmy się otoczką fabularną - do testu "zakwalifikowali się" (w taki sam sposób, w jaki kwalifikowali się radzieccy żołnierze do pójścia z pierwszą falą ataku - czyli pod groźbą dostania małego, ołowianego wypowiedzenia służby ze strony NKWD) osobnicy z różnych części Ziemi - ba! nawet czasu! I tak możemy wcielić się w biznesmena, murzyńskiego luzaka, kobietę, psa (!), a nawet w jaskiniowca (!!!). Oczywiście - nie wszystkie postaci są dostępne od samego początku. Żeby odblokować kolejne, należy osiągnąć pewien limit punktów w głównym trybie.

Właśnie, tryby. Są ich cztery - coś na kształt fabularnego, multiplayer, zadania, survival oraz opcjonalny edytor. Nie będę ich omawiał z osobna, gdyż wszystkie opierają się na wspólnej zasadzie. Otóż - stoimy sobie na prostokątnym "wybiegu", podzielonym na sześciany. Przed nami wyrastają kostki, które trzeba niszczyć poprzez zaminowanie pola, przez które się przetoczą, i zdetonowanie ładunku w odpowiedniej chwili. Kostek które napierają na nas mamy kilka rodzajów. Pierwsze - zwykłe, nic nadzwyczajnego nie potrafią (ino siem toczom, jakby powiedział nasz el grande presidente Lech W.), ale już zielone bloki po zniszczeniu pozostawiają bombę, zdejmującą bloki z pól z nią sąsiadujących. Można spytać - w czym więc trudność? W pierwszych etapach - w niczym. Lecz później, kiedy zwalać się zaczną klocki czarne, których rozbombić nie wolno, schody stają się wysokie. Jeśli dodać do tego, że nasz wybieg maleje o jeden rząd sześcianów kiedy jedna, przeznaczona do kasacji, kostka wypadnie poza jego obieg - robi się ciekawie. Do tego dochodzą coraz szersze plansze, na których trzeba się nieco nabiegać żeby zaminować właściwe pole. Specjalne bonusy, wydłużające pole działania oraz dostarczające dodatkowych punktów dostaje się za wyczyszczenie planszy w określonej ilości ruchów, jak również za prawidłowe jej przejście - czyli bez niszczenia czarnych kwadratów ani zostawiania tych zwykłych. Może i to wszystko brzmi skomplikowanie - ale wierzcie mi, zasady da się pojąć w trymiga, a sterowanie ogranicza się do gały, krzyżyka i trójkąta.{Eeeee...? - LOV;}

Napisałem o określaniu przez grę naszej inteligencji. Po każdym skończeniu rozgrywki nabite przez nas punkty są przeliczane na I.Q. I tak, po pierwszej rundzie dowiedziałem się że jestem głupszy niż moja pluszowa krówka (a nawet dwie razem wzięte) - całe 61 punktów! {HŁE HŁE HŁE - ops...;} Deczko się zdenerwowałem i po paru minutach już byłem geniuszem o ilorazie inteligencji 135! Heh... Jak to mówią - repetitio est mater studiorum. Szczerze mówiąc, nie widzę sensu w takim rozliczaniu punktów. Po pierwsze - gra nie jest czysto logiczna. Trzeba również umiejętności w manewrowaniu joypadem, co by nie wpaść pod toczący się sześcian, a i wymijanie tych nietykalnych czasem łatwe nie bywa. Po drugie - stopień trudności nie ma najmniejszego wpływu na I.Q. Znaczy to tyle, że grając powoli i spokojnie na easy, nabijając sto tysięcy na liczniku, będziemy tak samo mądrzy jak popierdzielając niczym małe samochodziki na "ultra hard", gdzie nie ma czasu na zastanawianie się, a gdzie liczy się jeno refleks i intuicyjne reakcje. Po trzecie wreszcie, na pudełku pisze iż "Kurushi" jest dozwolone bez ograniczeń wiekowych. Jakąś mamusię, która dała grę swemu czteroletniemu berbeciowi, może podenerwować informacja o ilorazie małego równym zeru. Ale to już chyba jest czepialstwo na siłę - w "Kurushi" nie ma grama przemocy (choć postać może zostać przygnieciona przez kostkę albo spaść w przepaść), a wychowanie za jego pomocą będzie zapewne kształcące zarówno intelektualnie, jak i fizycznie (dziecko sobie refleks wyrobi). Niestety nie będzie bezstresowe - każda łamigłówka ma to do siebie, że w późniejszych etapach gracz mimowolnie zaczyna rzucać mięchem.

O grafice można powiedzieć tylko, że jest funkcjonalna. Żadnego intra, zbędnych fajerwerków - jedynie wybieg zbudowany z sześcianów i postać bohatera. Ta jest mało szczegółowa, ale to bez znaczenia - oglądamy ją w znacznym oddaleniu, a sama animacja jest bez zarzutu. Dźwięki są również porządnie przeciętne, lecz już muzyka to czysta poezja! Utwory są świetne - niektóre mroczne i tajemnicze, a inne przywodzące na myśl filmy z lat sześćdziesiątych. Naprawdę warto podkręcić głośność w telewizorze!

Na początku nawiązałem do "Cube", mówiąc że gra jest do niego podobna. Z recenzji może wynikać coś zupełnie innego, ale wierzcie mi - "sześcienność" kurushi, odmienność bohaterów oraz ogólnie ponura atmosfera tajemniczości tworzą coś z nim porównywalnego. Jest jeszcze jedna cecha wspólna - film ogląda się znakomicie, a gra jest niezwykle grywalna. Oba dzieła są doskonałe pod względem "miodności", a to konsolowe na pewno starczy zarówno na długie wieczory, jak i na imprezki na których trzeba nawiązać rywalizację z jakimś bubkiem podrywającym nam dziewczynę.

To już jest w zasadzie koniec recenzji, lecz powiem jeszcze jedną rzecz. Powstał sequel "Cube", i to nawet wyreżyserowany przez Polaka, Andrzeja Sekułę (odpowiadał za zdjęcia w "Pulp Fiction"), lecz jest to szmira straszliwa, której nie polecam najgorszemu wrogowi!

-> military <-

Kurushi Final
Ocena:

8\10

PLUSY:
+ muzyka
+ grywalność
+ klimat
+ proste zasady

MINUSY:
- trochę zbyt zręcznościowa jak na grę logiczną