<<< RIKI KUNIO >>> Kolejny tytuł z serii gier o Kuniu (nie wydaje się wam, że Qn'ik może mieć z nim coś wspólnego? :) zaczyna się w budynku szkoły Nekketsu. Kunio znajduje w swojej szafce jakąś kartkę. Okazuje się, że jest to zaproszenie na turniej okładania się piąchami i kopytami (Qń?). Kunio czym prędzej wybiegł ze szkoły rzucając zaproszenie na podłogę. Znajduje je Riki i postanawia się przyłączyć do grona wybranych. Organizatorom turnieju chodzi o wyłonienie najlepszych wojów w Japonii, a więc do dzieła! Co mu tu mamy? Na początku przychodzi nam wybrać tryb rozgrywki. Są to: Story i Rumble. W tym pierwszym wybieramy sobie gostka, który razem z nami będzie walczył przeciw innym duetom stojącym nam na drodze do zwycięstwa. W trybie Rumble wybieramy ilu graczy prawdziwych chce wziąść udział w walce, następnie jedną z siedmiu dostępnych aren i okładamy się metodą "każdy na każdego". LOV bierz tamtego, ja dokopię temu! Zanim spotkamy się z najlepszymi, czyli drużyną "Double Tiger" musimy stoczyć kilkadziesiąt innych walk. Dostępnych ciosów zaprawdę jest niemało, a wykonuje się je bardzo łatwo. Można przywalić z łokcia, kolana, podnieść frajera do góry i cisnąć nim, wykonywać krótkie loty, sprać komuś ryj z wyskoku, skakać po kimś itd. Na ekranie dzieje się, oj, dzieje. Ciągle ktoś leży, leci, bądz wymachuje (hehe :) kończynami. Bedzio łap Grzybiarza! Kooperacja, o której napisałem dwa akapity temu nie polega jednak na tylko wspólnym okładaniu przeciwników, ale także na wspólnym wykonywaniu ciosów. Chodzi tu o to, że można złapać swojego kumpla, wprowadzić się wzajemnie w ruch wirowy, zamienić się w kulę np. ognia bądz lodu i przyładować w przeciwników, a wierzcie mi, po takim wstrząsie życie z przeciwników uchodzi w całkiem sporej ilości! Military schowaj tego kałacha! Tak, tak, w Riki Kunio walka odbywa się bez jakichkolwiek broni. Nie znaczy to jednak, że przeciwnicy doznają uszczerbku na zdrowiu TYLKO przy bezpośrednim spotkaniu się naszych pięści z ich nosami tudzież kroczami. Możemy także wykorzystywać tu i ówdzie porozstawiane pułapki. A więc wrogowie mogą doznać szoku po spotkaniu z prądem, wdepnąć na minę wyrzucającą ich wysoko w górę, lub też wpaść na kolce. Możliwości mamy kilka, a każda jest skuteczna. Grochal, Majkel, coście tacy smutni? Niestety, Riki Kunio to nie gra bez wad. Główną jest to, że autorzy wydłużali ją na siłę, tym samym wyraźnie pokazując, że brakowało im inwencji. Podczas kolejnych walk ciągle gramy na tych samych arenach. Po ich przejściu walczymy na jednej nowej, następnie mamy powtórkę z rozrywki i tak w koło Macieju aż do walki ze wspomnianymi "Tygrysami". Po którymśtam razie gra zaczyna się po prostu nudzić. Jednak jeżeli jesteście fanami Kunia :) to powinniście mieć ten tytuł w waszej kolekcji. Reszta też raczej nie powinna narzekać. KUUUNIOOOOO KUUUUN!!! I na koniec jeszcze ciekawostka. Wiecie, w którym roku zrobiono tę grę? Nie wiecie? To ja wam powiem... W 1998! Tak, jest to jedna z ostatnich pozycji na NESa. Dobrze, że u schyłku życia tej konsoli nie były na nią wydawane takie crapy jak obecnie ma to miejsce z PSXem. Przynajmniej o jedną konsolę dbano aż do jej końca... Ocena: 7/10 PLUSY: + całkiem fajnie się w To gra MINUSY: - wydłużanie na siłę - zbędne info o postaci -> Uobooz <- |