<<< SUMO >>>


Mamy okrąg, mamy matę, mamy dwóch tłustych Japońców okładających się tłustymi łapskami po tłustych cielskach... Panie i panowie... SUMO.

Nie będę owijał w bawełnę, gra całkiem niezła. Wprawdzie o kombosach i spektakularnych fatality nie ma mowy, ale Sumo daje dużo przyjemności i wciąga niczym ruski odkurzacz. Pojedynek można wygrać na dwa sposoby: albo wyrzucamy wrogiego nam spaślaka za matę, albo pozbawiamy go energii. W walce dysponujemy czterema ciosami; czops na tłuste cyce, podkładanie haka, siłowanie się za tłuste ramiona i rwanie za majciory.

Czasem w naszego zawodnika wstępuje nadludzka, boska niemalże siła, a wtedy jednym uderzeniem jest w stanie posłać oponenta daleko poza ekran, hen daleko na widownię.

Animacja, scenografia i wykonanie postaci; to wszystko jest mangowe. „Szata graficzna” jest wykonana poprawnie, nic nie razi w oczy, jest po prostu dobra. W grę zostały wplecione elementy „japońskiego”, powiedziałbym nawet mangowego, dowcipu. W przerwach meczy bowiem, nasz zawodnik wtrynia wielką michę ryżu zamiast odpoczywać przed kolejnym starciem, a pokonany tłuścioszek obrażony obraca się plecami do kamery. Muzyka; również mangowa. To głównie przez nią rozgrywka przyjmuje bardziej formę wielkiego festynu niż zawodów szlachetnego, tradycyjnego japońskiego sportu.

Jeśli więc znudziło wam się fragowanie kolejnych botów w Quake’u, jeśli słowo IMPRESIVE nie robi już na was wrażenia, a rail-gun nie cieszy tak jak kiedyś... łapcie za pady, a do konsoli wpakujcie żółty prostopadłościan z etykietką, na której widnieją tłuściutkie Japońce ;).

OCENA: 8

PLUSY:
+ muzyka
+ mangowy dowcip
+ rwanie za majciory - ten cios robi wrażenie ;)

MINUSY:
- za mało ryżu za zwycięstwo :)

-> Andrew <-